środa, 26 czerwca 2013

Penne ze szpinakiem i tuńczykiem.


Dziś dużo chłodniej, ale przez ostatni czas upały były niemiłosierne. W czasie takich wysokich temperatur nie za bardzo chce się jeść tłuste rzeczy czy też stać przy kuchni za długo.

Ta pasta tworzy się błyskawicznie.

Potrzebujecie:
- makaron penne lub inny, ale rurki jakoś tu pasują mi najbardziej
- szpinak - świeży lub mrożony w paczce, preferowany w liściach, ale inny też spokojnie się nada:)
- puszka tuńczyka w sosie własnym, jeśli chcecie by smak ryby był bardziej wyczuwalny można dać nawet dwie
- 2 łyżki gęstej śmietany kremówki
- 2 łyżki jogurtu naturalnego
- odrobina oliwy z oliwek
- 2-3 ząbki czosnku
- sól, pieprz czarny, tymianek, pieprz ziołowy, oregano
- płaska łyżeczka cukru
- 1-1,5 łyżki soku z cytryny
- łyżeczka prawdziwego masła
- płatki migdałów (nie jest to składnik konieczny)

Do roboty!:)
1. Makaron gotujemy al dente. Odcedzamy.
2. Na patelni rozgrzewamy tylko kilka kropel oliwy z oliwek. Wrzucamy szpinak. Dodajemy pokrojony w plasterki czosnek lub jeśli wolicie przeciskacie go przez praskę.
3. W zależności od tego czy używacie szpinaku mrożonego czy świeżego inny będzie czas jego smażenia. Ale w obu przypadkach nie trwa to długo. Pamiętajcie by nie przedobrzyć. Nie może stracić koloru czy stać się nazbyt "miałki".
4. Tuńczyka odcedzamy i wrzucamy do szpinaku. Lekko mieszamy i smażymy około 1 min.
5. Śmietanę łączymy dokładnie z jogurtem, cukrem, sokiem z cytryny, pieprzem ziołowym, odrobiną oregano i tymiankiem (jego może być trochę więcej). Powstały sos dodajemy na patelnię i delikatnie mieszamy z całością. 
6. Doprawiamy pieprzem czarnym i solą. Dla smaku dodajemy masło.
7. Na koniec idą płatki migdałów. Świetny dodatek. Mi akurat ostatnio się skończyły i miała tylko malutką resztkę. Na zdjęciach nie są zatem widoczne w potrawie, ale zazwyczaj dodaje je do tego dania i polecam.
8. Makaron łączymy z sosem w garnku lub na patelni i gotowe.


Oczywiście jeśli bardzo uważacie na kaloryczność możecie zrezygnować ze śmietany i tylko dodać jogurt. Podobnie z masłem. Myślę jednak, że tak małe ilości tych składników nikomu nie zaszkodzą:)


Niezwykle podobną pastę prezentowałam jakiś czas temu, ale z łososiem >>. Ta z tuńczykiem z puszki jest równie smaczna, nieco prostsza, szybsza i troszkę tańsza.
Do tego połączenia tuńczyka ze szpinakiem jakoś bardziej pasują mi płatki migdałowe i lekko kwaśny jogurt niż śmietana i parmezan, jak to jest w przypadku wersji z łososiem. Tu też jest mniej wyczuwalna ryba, jeśli np. nie do końca ją lubicie.


Dajcie koniecznie znać czy smakowało:)
Magda

wtorek, 25 czerwca 2013

Denko czerwcowe część II.


Poznaliście już pierwszą część czerwcowego denka. Oto część II.

Lush Sweetie Pie. Galaretka do mycia ciała. Porzeczka + olejek bergamotki.
Obłędny zapach. Można się uzależnić. Woń całkiem długo pozostaje na ciele. Produkt szczególnie fajny na lato. Pod wpływem ciepłej wody rozpuszcza się na skórze i tworzy bardzo przyjemny delikatny krem. Myje ok i moim zdaniem lekko nawilża skórę. Bardzo wydajna. Nie zastąpi tradycyjnych żeli. Ale to interesująca odmiana pod prysznicem. Do stałego używania to mało ekonomiczny kosmetyk. Raz na jakiś czas można się skusić, nie jest to jednak żadne cudo czy niezbędnik. Trzeba także opanować dobrze nakładanie, by galaretka nie ześlizgiwała się z dłoni do wanny czy brodzika. W Polsce niedostępna.
Cena: 3,10 GBP/100 g; 6,25 GBP/240 g.


See You Later Bath and Shower Jelly. Galaretka do mycia Mango i mandarynka.
To w zasadzie dużo tańszy odpowiednik powyższej galaretki z Lush. Występuje w kilku zapachach. Kupiłam już spory czas temu w Naturze. Nie pamiętam kompletnie ceny, ale nie była to droga rzecz. Ładnie pachnie, ale nie tak zniewalająco i trwale jak Sweetie Pie. Pieni się super, ale mniej kremowo i nie czuć przyjemnego nawilżenia jak w produkcie z Lush. Przyjemnie mi się jednak jej używało. W upały wkładałam do lodówki i wyjmowałam tuż przed prysznicem. Rewelacja! Sama forma kosmetyku raczej taka gadżetowa, do użycia raz na jakiś czas.


Noscar Krem z masy perłowej na blizny. Próbka 5 ml.
Specjalnie dużo o tym kremie powiedzieć nie mogę. Nie posiadam blizn. Dwie próbki tego kosmetyku dostałam przy okazji jakiś zakupów w necie. W Californii dorobiłam się przez słońce poparzenia stóp 3 stopnia i po przylocie do kraju ogarnął mnie strach, że zostaną mi na skórze blizny. Przypomniałam sobie o tym kremie. Wygrzebałam z szafki i prewencyjnie smarowałam na noc. Bardzo ładnie nawilża i wygładza. Blizn nie mam, wszystko się cudnie zagoiło, ale czy to zasługa tego kremu? Szczerze to nie sądzę. Może coś i pomógł, ale pewnie bez niego i tak odrosłaby mi nowa ładna skóra:) Wiem, że wiele osób stosuje go na blizny na twarzy, przebarwienia, a nawet trądzik i podobno jest świetny. Ja nie mam takich problemów, więc nie mogę wypowiedzieć się w kwestii takiego działania. Cena: ok. 43 PLN/30 ml.


 Joaana Śliski Wosk Superbłysk na włosy.
Nie mam pojęcia, po co ja to w ogóle kupiłam. Wieki temu to było. Nie stylizuje specjalnie włosów. Nie używam żeli itp. Z tego co kojarzę to chyba postanowiłam mieć taki produkt do wykonywania raz na jakiś czas gładkiego koka. Mam sporo niesfornych kosmyków i pomyślałam, że jak wpadnę od święta na pomysł "ulizanej" stylizacji na głowie, to sięgnę po ten kosmetyk. Użyłam go kilka razy, ale jak dla mnie to czysty smalec. Lepi się to to niemiłosiernie, tłuści okrutnie, nie nadaje połysku, średnio pachnie. Fakt, że ja może też nie bardzo wiem jak tego używać, bo nie mam tu doświadczenia. Powinnam pewnie wybrać żel, a nie wosk. Mając ten kosmetyk na włosach nawet w ilości niezmiernie małej, czułam się kiepsko, jakbym wysmarowała głowę masłem. Nie trafiony zakup, głównie dlatego, że nieprzemyślany. Stał w szafce 2-3 lata. Termin ważności minął i w zasadzie całe opakowanie idzie na śmietnik. Cena sprzed ok. 3 lat: 6,90 PLN/45 g. 

Alouette Papier toaletowy wilgotny z Rossmanna. 
W denku z kwietnia przedstawiałam tego typu papier Tami i bardzo go chwaliłam. Po zużyciu wpadł mi w ręce ten i był akurat na promocji. Wychodził taniej niż Tami i płatków jest więcej w opakowaniu. Niestety zawiódł mnie. Markę lubię za mokre chusteczki do dłoni i papier toaletowy tradycyjny, ale ten mokry jest słaby. Zbyt oszczędna wielkość, ciężko wyciąga się z opakowania, mało miękki, bardzo cienki, woń niby ma być rumiankowa, ale wg mnie nawet koło rumianku nie stała, nic specjalnego. Zużyłam, ale następnym razem kupię te poprzednie. Zdecydowanie lepsze. Cena: ok. 4 PLN/70 szt.

Intimea Chusteczki do higieny intymnej z ekstraktem z nagietka.
Kupione w Biedronce. Bardzo fajne, już nie raz gościły w denku, ale w wersji rumiankowej. Tamtą lubię bardziej zapachowo. Nagietkowa jakościowo też jest bardzo dobra. Chusteczki są tanie, łagodne, dobrej jakości, nie rwą się i mają idealną wielkość. Aktualnie nie znam lepszych. Cena: ok. 4 PLN/20 szt.

Bella Chusteczki do higieny intymnej.
Gratis otrzymany przy zakupach w Rossmannie. Bardzo przyjmnie pachną, ale są wg mnie zbyt małe. Czasem potrafią się też rwać. Zdecydowanie wolę te z Intimea. Gratisem nie pogardziłam, małe opakowanie 10 szt. było funkcjonalne do torebki, ale sama nie kupię. Cena nie jest mi znana.


Delia Cosmetics Korektor zielony do twarzy.
Totalny bubel. Waży się na skórze, jest mocno widoczny nawet po przykryciu podkładem. Tworzy smugi, nie tuszuje zaczerwienień. Nawet stosowany punktowo w minimalnej ilości nie spełnia swojej roli. Skóra w ogóle go nie przyjmuje i wyglądamy jakbyśmy upaprali się w zielonej farbie. Testowałam wiele razy i dawałam mu szanse. W końcu zdenerwował mnie i poszedł w kąt szuflady. Teraz już jest przeterminowany i idzie do kosza. Tani, ale tragiczny. Cena: ok. 9 PLN/10 ml. Zresztą akurat znaleźć dobry zielony korektor to wg mnie sprawa przegrana. Nawet te 10 razy droższe też mnie zawiodły.

Inglot Konturówka do powiek w żelu nr 75 matte. Eyeliner Gel. Kolor: ciemna śliwka.
Jak widać nie zużyłam go do końca. Zasechł, pękł i dawno się przeterminował. Stało się tak dlatego, że od długiego czasu mam kreski permanentne na oczach i nie potrzebuje takich kosmetyków. Trochę też źle go przechowywałam. Natomiast gdy go używałam byłam bardzo zadowolona. Piękny, elegancki kolor. Trzymał się na moich tłustych i opadających powiekach cały dzień, bez żadnego naruszenia. Znakomicie się aplikował i nie podrażniał. Konsystencja rewelacyjna. Dla mnie po Bobbi Brown to eyeliner na drugim miejscu pod względem jakości. Przyznaje jednak, że nie miałam też zawrotnej ich ilości. Większość jednak tego typu produktów nie wytrzymuje na moich oczach nawet 2 h. Zaraz panda jak się patrzy:) Z tego co pamiętam kosztuje ok. 35 PLN/5,5 ml. Ale już dawno go kupowałam, więc nie wiem jak to teraz kosztowo wygląda. Coś też słyszałam, że zmienili jego formułę, ale nie znam szczegółów i nie wiem czy to dotyczy każdego koloru.


Wibo Growing Lashes Stimulator Mascara.
Wg producenta tusz ten ma być pogrubiający i przyspieszający porost oraz regenerację rzęs. Moim zdaniem nie robi tego, jeśli już to w minimalnym stopniu. Za to rewelacyjnie wydłuża i rozdziela. Wiele dużo droższych mascar nie robi tego tak świetnie jak on. Do tego podkręca i ma piękny mocny czarny kolor. Byłam zdumiona ogólnym efektem. Oko wygląda rewelacyjnie. Szczoteczka bardzo praktyczna, a aplikacja kosmetyku błyskawiczna. Zero sklejania, grudek itp. Wszystko niby super, ale jest jedno wielkie ALE...dla mnie dyskwalifikujące ten kosmetyk. Masakrycznie się osypuje. Ja czasami po 1 h, czasem góra 2, miałam pod oczami bardzo dużo czarnych kropek. Po kilku godzinach to już w ogóle oczy całe brudne w tuszu. Dolne powieki wyglądały za każdym razem jakby mnie ktoś pobił. W deszcz/śnieg czy upał to już w ogóle nie nadaje się. Dla mnie mascara musi byś trwała, to mój absolutny wymóg. Makijaż ma mi ułatwiać życie, a nie utrudniać dzień. Nie będę co chwilę biegać do lustra, wyciągać puderniczkę, wycierać się, oglądać w lusterku w aucie...To nie moje klimaty. Szkoda, bo gdyby nie ten ogromny minus, to byłaby ukochaną. Szczególnie, że jest łatwo dostępna i bardzo tania.
Cena: ok. 10 PLN/8 ml.


Czy przydatne sa dla Was denkowe posty? Uważacie, że warto bym zbierała puste opakowania i pisała o kosmetyku po całkowitym jego zużyciu? Czy jednak takie posty wydają się Wam mało ciekawe? Wasze zdanie jest dla mnie naprawdę ważne.

Magda

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Denko część I. Moje opinie o zużytych kosmetykach.


Nazbierało mi się ostatnio sporo pustych opakowań. Dawno bowiem denka u mnie nie było. Podzieliłam go na 2 części. Pierwsza dziś. Kolejna za kilka dni.


Yves Rocher Jardins du Monde. Żel pod prysznic o zapachu ryżu z Laosu.
Lubię te żele. Są wydajne, bardzo kremowe. Nie wysuszają skóry. Mnogość zapachów, ale ten nie szczególnie mi się spodobał. Kupiłam na promocji w sklepie internetowym chyba za ok. 6-7 PLN/200 ml. Nie wąchałam wcześniej. Na początku był ok, ale po jakimś czasie ta woń kojarzyła mi sie z brudnymi skarpetkami. Serio. Na szczęście zapach nie zostaje na ciele.
Z trudem zużywałam końcówkę. Serię polecam, ale ten zapach konkretny nie.

Bielenda Azja SPA Sól himalajska do kąpieli Imbir & Kardamon.
Bardzo fajna sól. Duża pojemność 400 ml. Rzeczywiście pachnie ukochanym dla mnie kardamonem i imbirem. Bardzo relaksująca, szczególnie gdy były zimne dni. Wydajna. Warto polować na nią podczas różnych promocji w Biedronce lub Hebe. Wtedy jest sporo tańsza i kosztuje około 8-9 PLN. Pewnie jesienią skuszę się na nią jeszcze raz lub wybiorę inny zapach.

 

Mila Szampon oczyszczający z ekstraktem z trawy cytrynowej i winogron.
Był ze mną rok. Kupiłam go, gdyż uwielbiam maskę tej marki Crema al Latte (recenzja tu >>). Wielka butla 1 l jest niezwykle wydajna. Plus za poręczną pompkę, ładny zapach i dobre pienienie się. Tani - ok. 10 PLN/1 l. Świetnie oczyszcza skórę głowy i włosy, ale nie nadaje się do częstego stosowania. To taki kosmetyk raz na jakiś czas. Dobrze zmywa produkty do stylizacji i wszelkie oleje. Często stosowałam do pierwszego mycia, a do drugiego inny produkt. Stosowany stale może przesuszać. Wymaga użycia odżywki gdyż bardzo plącze włosy. Moim zdaniem warto mieć taki szampon oczyszczający w łazience, nie koniecznie tej marki, dowolnej. Nie jest to jakieś cudo. Trudno też było mi w ciągu 12 m-cy od otwarcia zużyć tą wielką pojemność. Końcówkę stosowałam do mycia pędzli i jako płyn do kąpieli. Mniejszą pojemność mogłabym kupić jeszcze raz, nie wiem tylko czy taka istnieje. Litrowej butli już nie.

Yves Rocher Yves Rocher, Hydra Specific, Brume d`Eau Tonifiante. Mgiełka tonizująca.
Ulubieniec miesiąca kwietnia'13. W poście na ten temat poczytacie o niej więcej. Znakomita! Chętnie bym kupiła ją ponownie, ale z tego co wiem jest wycofana:(

  

Scottish Fine Soap Au Lite Body Milk.
Miniaturka otrzymana w prezencie. Była ze mną na wakacjach w Californii. Cudownie pachnie. Tak mleczno-kwiatowo. Dobrze nawilża, błyskawicznie się wchłania. Skóra po nim jest miękka, gładka, a woń zostaje z nami do kolejnego mycia. Spokojnie może zastąpić nam perfumy. Niestety nie jest to kosmetyk tani. Pełnowymiarowe opakowanie kosztuje około 45 PLN/220 ml. Być może kiedyś się skuszę, choć z drugiej strony znam produkty podobnie działające w dużo niższej cenie.

Pantene Classic Szampon.
Miniaturka-prezent. Nie lubię tej marki. Od chyba 5 lat w ogóle nie kupuje ich produktów. Nie miałam z nimi dobrych doświadczeń. To małe opakowanie przydało się na wyjeździe. Krzywdy szampon mi nie zrobił, ale po dłuższym stosowaniu czuje, że włosy moje byłyby tragicznie obciążone. Nie kupię i nie polecam.

Isana Deo Spray Exotic.
Miniaturka dezodorantu do torebki. Przydatna pojemność. Zapach ok. Traktowałam go jako odświeżenie w ciągu dnia. Chroni też dobrze. Nic nie mogę mu zarzucić. Szczególnie latem warto mieć taki kosmetyk blisko siebie w torebce czy samochodzie. Cena: ok. 3 PLN/50 ml.

Vichy Dercos Szampon zwalczający łupież tłusty.
Typowo leczniczy. Nie mam łupieżu tłustego czy suchego, nigdy nie miałam takich dolegliwości. Od lat jednak stosuje metodę, że 1-2 razy w roku robię sobie kurację tego typu szamponem w celu walki z nadmiernym przetłuszczaniem się skóry głowy. Jeśli macie taki kłopot bardzo polecam ten sposób. Warto tu jednak być systematycznym i stosować się wyraźnie do zaleceń z etykiety. Czy konkretnie polecam ten szampon? Był ok, ale do tej pory zawsze kupowałam Bioderma Node DS+. Zużyłam go kilka opakowań. Mój KWC. Teraz dla odmiany postawiłam na Vichy, ale jest słabszy, choć nie zły. Następnym razem wracam do Biodermy. Czy działa na łupież tłusty? Tego niestety stwierdzić nie mogę. Cena: ok. 35 PLN/200 ml.

 

Herba Studio 2x5 Balsam do paznokci i skórek.
Na zdjęciu nie widać marki, gdyż mam starą wersję. Aktualnie słoiczek i kartonik wyglądają tak jak tu >>. Znakomity kosmetyk. Mój KWC. Spełnia wszystkie obietnice producenta. Nawilża paznokcie i skórki, wygładza je. Przeciwdziała rozdwajaniu, przyspiesza porost płytki. Cudownie wybiela, wzmacnia i nabłyszcza. Cena ok. 9 PLN/4,5 g. Starcza na wieki. Podczas stosowania, nie malujemy paznokci. Warto go mieć. Pobija w działaniu wiele dużo droższych odżywek. Jest ze mną od lat i zawsze będzie.

Biochemia Urody Olej Monoi.
Kupiłam spory czas temu testując różne olejki. Stosowałam na ciało, dłonie, stopy i włosy. Świetny nawilżacz. Pięknie wygładza. Wiele osób jest zakochanych w tym zapachu. Ja do nich nie należę. Ok, ale czasem mnie drażnił. Jest trwały, intensywny i dość ciężki. Jakościowo bardzo dobry olej, lecz ze względu na woń nie kupię go ponownie.
Cena: 12,60 PLN/50 ml.


Yves Rocher Woda toaletowa Ananas + Kokos. 
Limitowanka z zeszłego jeszcze lata. Miałam chyba z 3 buteleczki, bo ten zapach mnie oczarował. Na lato znakomity. Świeży, orzeźwiający, nie za słodki, całkiem trwały. Fajna mała buteleczka do torebki. Niestety już nie jest dostępny.

Yves Rocher Woda toaletowa Jeżyna.
Ze stałej sprzedaży. Zużyłam około 6-7 buteleczek przez lata. Nie raz już występowała w moich denkach. Kocham! Ma to w sobie co lubię najbardziej. Lekka słodkość + doza cierpkości. Nie jest mdły, ani duszący. Taki w sam raz. Na bank jeszcze kiedyś go kupię.

Cena tych wód: 19,90 PLN/20 ml. Występują też w większej pojemności: 39,90/100 ml.

Zrób Sobie Krem Hydrolat z nasion słodkich migdałów.
Używałam głownie jako tonik. Jeszcze mam trochę przelanego w butelce ze sprayem. Myślałam, że będzie pachniał migdałami. Nie pachnie niczym. Jest zupełnie neutralny. To z hydrolatów najlepszy nawilżacz. Dodatkowo pięknie koi skórę, rozjaśnia ją, odświeża. Świetny kosmetyk. Polecam bardzo. Cena: ok. 10 PLN/200 ml.


Eveline Cosmetic Wodoodporny krem SPF 30 na miejsca szczególnie wrażliwe: nos, czoło, okolice ust i oczu.
Miniaturka otrzymana w podarunku. Zabrałam ja na urlop w USA. Przyjemny zapach mleczno-waniliowy. Nie bieli. Szybko się wchłania. Nie jest tłusty. Skóra po nim jest niesamowicie miękka i gładka. Stosowałam wg zaleceń, ale też na całą twarz i np. ramiona. Zaskoczyła mnie jego wydajność. Polecam. Polubiłam go i gdyby nie fakt, że mam kilka innych nie otwartych filtrów, pewnie bym go kupiła. Tak to może spotkamy się za rok...Nie znam ceny.


Oriflame Silk & Smooth After Depilation Soothing Lotion.
Mleczko po depilacji. Może być tak samo stosowane jako balsam na całe ciało. Uwielbiam od ok. 6 lat niezmiennie. Lekki, kojący. Wchłania się migusiem, dobrze nawilża. Wycisza skórę i chłodzi ją. Po depilacji i zaaplikowaniu go, nigdy nie mam problemu z suchością skóry, podrażnieniem czy czerwonymi kropkami np. na nogach. Zadziwiająca wydajność. Występuje też w innym większym opakowaniu. Nie zdradzę nigdy. Kocham nakładać na skórę i lubię jego piękny zapach.
Cena: ok. 7 PLN/200 ml.


Perfecta Peeling enzymatyczny wygładzający do cery wrażliwej i suchej.
Na blogu jest osobna notka z jego szczegółową recenzją. Jak do tej pory najlepszy dla mnie peeling do twarzy. Mam już kolejne opakowanie. Cena: ok. 11 PLN/60 ml.

  

The Body Shop Vitamin E Maseczka nawilżająca do twarzy.
Post o niej tu >>. Fantastyczna. Znakomity nawilżacz. Warto ją mieć. Cena: 49 PLN/100 ml.

Soap & Glory The Fab Pore 15 Minute Facial Peel. Maseczka oczyszczająca do twarzy.
Ma także już swoją recenzję. Działa i rewelacyjnie oczyszcza. Widać błyskawicznie jej efekty. Szkoda, że niedostępna w Polsce. Cena: 10 GBP/50 ml.
  

Avena Pasta cynkowa z kwasem salicylowym.
Niezbędnik. KWC. Pisałam o jej zastosowaniu w tym miejscu >>. Nie raz uratowała mi życie. Nie mam skóry trądzikowej, ale raz na jakiś czas coś tam wiadomo wyskoczy niefajnego na skórze. Pasta cynkowa działa na wszelkie krostki, zaskórniki itp. Super zdejmuje z twarzy sebum. Można ją stosować również jako maska na całą twarz np. na noc. Jeśli walczycie z tłustą skórą, trądzikiem itp. to dla was świetne rozwiązanie. Polecam zdecydowanie tą z kwasem, gdyż jest też wersja bez. Nie jest tu ważna firma. Mi takie pudełeczko starcza na 1,5 roku. Kosztuje w aptece grosze. Zawsze mam w domu.
Cena: ok. 4-5 PLN/20 g.

Queen Helene Mint Julep Masque. Maseczka oczyszczająca miętowa.
Kiedyś było o niej bardzo głośno. Jedna z lepszych. Wygląda się z nią jak shrek, ale to mało ważne. Działa świetnie. Ma właściwości antyseptyczne. Super do cery trądzikowej i tłustej. Zmniejsza widoczność porów. Ładnie napina skórę, rozjaśnia. Koi, lekko chłodzi i latem jest wybawieniem. Nie kończy się wcale:) Była ze mną ponad rok czasu. Wg mnie to świetny tańszy odpowiednik zielonej maski Lush Mask of Magnaminty. Chciałabym wypróbować inne maski tej marki. Cena: ok. 22 PLN/227 ml.

Jak zawsze czekam na Wasze uwagi dotyczące tych produktów.
Już teraz zapraszam na kolejną część denka za kilka dni.

Magda

niedziela, 23 czerwca 2013

Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży...

Moja mama wróciła właśnie z urlopu nad naszym polskim morzem.
Odwiedziła mnie i obdarowała kilkoma podarunkami znad Bałtyku.


Bransoletka z różnokolorowymi bursztynami.


Bursztyn to zdecydowanie mój kamień. Jako typowa rudowłosa jesień wyjątkowo dobrze się z nim czuje.

 

Mama kupiła dla mnie też cudne kolczyki. 


Bardzo mi się podobają. Bursztyn budzi we mnie ogromny sentyment. Jako dziecko co roku jeździłam z rodzicami na wakacje nad morze. Prawie co wieczór chodziliśmy na spacery brzegiem wody i zbieraliśmy malutkie bursztyny. Czasami było ich tam mnóstwo. Do dziś je mam. Sporo również kupowaliśmy biżuterii z tym kamieniem w małych butikach z tysiącem drobiazgów. To były piękne czasy...Nadmorskie kurorty znana dziś w sezonie z tłumów ludzi, były wówczas spokojnymi wioskami z małą ilością sklepów, smażalni i czasem tylko jedną lodziarnią. Było klimatycznie i cudnie. Miało się naprawdę poczucie, że jedzie się nad morze, a nie do całonocnej dyskoteki:) Ryba była zawsze świeża z rannego połowu, lody robiono na prawdziwej śmietanie, nie wodzie, a gofry pachniały przez pół miasta i nie leciały proszkiem...


Kto jest z mojego pokolenia i pamięta tą piosenkę?:) Może kojarzycie także jedyną i najlepszą "okrągłą" lodziarnię - drewnianą budkę na środku skweru/parku w Łebie? I smażalnie w niebieskim wystroju położoną przy samym porcie? Jak jeszcze znacie jedyny wtedy w Łebie sklep z pamiątkami o nazwie "1001 drobiazgów" to już Was kocham:)


 Mama zaopatrzyła mnie jeszcze w pyszne herbatki i kawę.
Czarna z mango. Egzotyczna zielona. 
  


Kawa natomiast orzechowo-kremowa. Piłam już i jest bajeczna.

 

Podarunki bardzo mnie cieszą. Mamy są kochane:)

Ściskam Was!
Magda

piątek, 21 czerwca 2013

Weekend w Super-Pharm - 40% na perfumy i produkty do włosów. W Sephora dni VIP: 20% off na wszystko.

W ten weekend Super-Pharm przygotował kolejną promocję. Jeśli posiadacie kartę Lifestyle to od dziś do niedzieli dowolne drugie perfumy możecie kupić z 40% rabatem. 40% off jest też na produkty do włosów.


Od dziś do końca czerwca ruszyły w Sephora dni VIP. Z dowolną kartą tej sieci na wszystko otrzymacie 20% zniżki.


Jeśli macie ochotę na małą zabawę to zapraszam na mojego Facebooka. Możecie zagłosować w ankiecie i wygrać zestaw kosmetyków ufundowany przeze mnie.


Jak w ogóle znosicie upały? Ja dość ciężko. Dziś już 2 razy brałam prysznic. Wybawieniem w takie temperatury jest dla mnie żel lodowy z Drops Ice Mask. Lekko chłodzi, jest bardzo delikatny i pięknie koi skórę. Zawiera aloes, alantoine, prowitaminę B, proteiny pszenicy. Ładnie świeżo pachnie z nutką lekkiego piżma. Długo stał w mojej łazience i czekał na lato. Teraz jest jak znalazł.


Idę zabierać się za dalszą część łubianki truskawek, jaką dostałam dziś od taty. Była już wersja koktajlowa, z serkiem waniliowym, na bułeczce z masełkiem, a teraz zajadam same:)


 I właśnie w tym momencie rozpętała się u mnie burza. Deszcz to przy tej pogodzie wybawienie! Mógłby padać całą noc.

Pięknego weekendu dla Was!
Magda 

Żółty + fiolet lub na odwrót? Czemu nie.

Przez ostatnie 1,5 m-ca nie miałam na paznokciach żadnego lakieru. Dla mnie to rekord życiowy:) W sumie to chyba od zawsze stale noszę lakier u stóp i dłoni. Raz jednak na rok (czasem dwa) przez ok. 2 tyg. funduje profilaktycznie swoim paznokciom i skórkom kurację odżywczo-nawilżającą. Tym razem przeciągnęłam ją do 6 tyg. i było mi z tym bardzo dobrze.


Dziś po długiej przerwie bez koloru zapodałam sobie mix 2 odcieni. Mocny żółty i fioletowy shellac.

   

Jak na mnie to i tak duże szaleństwo:) Nie przepadam za zdobieniami paznokci, ale różne ciekawe połączenie kolorystyczne raz na jakiś czas i tym bardziej latem, bardzo mi odpowiadają.


Zauważyłam, że na różnych komputerach/telefonach ciemniejszy odcień wygląda jak brudny niebieski czy też granat. Ale to chyba zależy od ustawień monitora. Realnie bowiem to czysty piękny fiolet bez żadnej domieszki niebieskości czy szarości. Po raz kolejny okazuje się, że fioletowy to jeden z najtrudniejszych do uchwycenia kolorów na zdjęciach, w druku i generalnie grafice.


 Każda łapka inna, ale co tam:) Mi to zestawienie kolorów wyjątkowo przypadło do gustu. Żółty w słońcu prezentuje się wyjątkowo pięknie i nawet neonowo. Na te upały za oknem w sam raz. Podoba Wam się taki mix?

Dajcie znać czy interesuje Was post na temat mojej profilaktycznej kuracji na paznokcie?

Buziaki i nie dajcie się gorącu!
Magda