piątek, 30 sierpnia 2013

Są takie kinowe obrazy jakich nigdy nie zapomnę. Z cyklu ukochane filmy mojego życia...

Tęskniliście za filmowymi postami?:) 
Wróciłam właśnie z najnowszego Woody Allena. Siedzę z winem w dłoni, w tle płyta Możdzera...Natchnęło mnie by napisać kolejny post z cyklu "filmy jakie kocham i polecam".

Poprzednie publikacje na ten temat znajdziecie tu i tu:)

1. "Zielona mila" 
Oglądasz ten film, widzisz napisy końcowe i nie możesz się ruszyć. Przez najbliższe dni będziesz miał go w głowie.  Masz to obiecane. Jedna z najlepszych adaptacji książkowych. Doskonała gra aktorska. Tom Hanks jest tu absolutnie wielki.
Nie wszystko jest takie jak się nam wydaje na pierwszy rzut oka. Prawo nie zawsze jest sprawiedliwe. Tłumy często nie mówią prawdy. Chcesz ją poznać? Dowiedz się, wykaż empatię, sprawdź. Nie oceniaj z góry, nie skazuj, nie sugeruj się tym co mówią drudzy.
Pokochałam ten film za klimat, za przepiękne obrazy, za melancholię, sugestywnie dobraną ścieżkę dźwiękową, jaka znakomicie buduje napięcie. Piękny temat, wybornie zagrany i cudownie podany widzowi. Bez łez przez niego nie przebrniecie.


2. "Piękny umysł"
Jestem wielką fanką filmów biograficznych. Dodatkowo od dziecka w pełni się zgadzam, że matematyka to królowa nauk. Każdy dzień życia mi to udowadnia. Bohaterem filmu jest John Nash. Geniusz matematyczny. Ale bohaterem jest też jego ciężka psychiczna choroba. John walczy każdego dnia. Z otoczeniem, z wytworami własnej wyobraźni, swoją wybitną inteligencją. Film jest bardzo dobrze skonstruowany. Zaskakuje, pozwala nam wręcz wejść w umysł chorej psychicznie osoby i przez moment poczuć się jak ona. Siedzimy, oglądamy, wydaje nam się, że nadążamy za akcją, fabułą, ale w pewnym momencie już nie wiemy co jest rzeczywistością, a co tylko fantomem...Gubimy się, jesteśmy przerażeni, chcemy wyjść tej matni...Zupełnie jak noblista Nash.


Russella Crowe wcielił się w główną postać znakomicie. Zagranie takiej roli to nie lada wyzwanie i ogromny wysiłek. Fizyczny, psychiczny, emocjonalny. Crowe podołał temu jak najbardziej. Uwielbiam go w tej roli. Na uwagę zasługuje też Ed Hariss. Mistrz drugiego planu!
"Piękny umysł" to również historia niecodziennej miłości. Uczucia ponad wszystko, bez cienia egoizmu, wypróbowanego na milion sposobów, silnego jak stal. Dla mnie tylko taka miłość jest prawdziwa. Tylko taka ma wartość i  jest godna pozazdroszczenia.

3. "Dzień świra"
To odbicie życia każdego z nas. Nikt mi nie powie, że choć przez chwilę oglądając ten film nie zobaczył siebie:) Oglądałam go kilka razy i za każdym razem miałam uśmiech od ucha do ucha. Wbrew jednak pozorom to nie tylko lekka komedyjka. To dramat + kino psychologiczne na wysokim poziomie. Niesie z sobą wiele mądrych przesłań. Pozwala nam spojrzeć na siebie z dystansu. Są tacy, którzy traktują ten obraz niezwykle dosłownie i go nie lubią. Nie dziwię się, z takim podejściem...??? "Dzień świra" to przecież mistrzostwo aluzji, niedopowiedzeń, przenośni, szyderstw, przewrotnego inteligentnego humoru. W Polsce chyba tylko Koterski umie robić takie kino. Nie wyobrażam sobie też by Adasia Miauczyńskiego zagrał kto inny niż Konrat. Jest znakomity!
A te dialogi? Wielki kunszt. Największa siła tego obrazu. Od czasu premiery, na stałe weszły do naszego codziennego życia i za nic nie chcą się ulotnić...:) To sprawia, że w Polsce ten tytuł nigdy nie umrze.

4. "Sprawa Kramerów"
Pierwsze co przychodzi mi na myśl, kiedy myślę o tym tytule to...bardzo prawdziwe kino. Dustin Hoffman i Meryl Streep stworzyli wybitne kreacje. Meryl nie pojawia się tu często, ale jest tak delikatna, piękna, naturalna...Zjawiskowa i już. Dustin niby nieporadny, zagubiony, ale mogę go jeść łyżkami. Zagrał fenomenalnie. Od "Sprawy..." w sumie zaczyna się jego wielka kariera. Zasłużony Oscar w pełni!
No i te jego cudne włosy....:)


Trudny temat, pionierski jak na tamten czas (film jest z 1979 roku), a pokazany zarówno dramatycznie jaki i bardzo lekko. Od zwykłej codziennej strony. Idealna rodzina. Jest On, Ona i dziecko. Mają wszystko, kochają się. Ale Ona postanawia odejść, w imię szukania czegoś więcej...Zostawia nie tylko Jego, ale również syna. On z dzieckiem buduje zatem życie na nowo i próbuje to wszystko jakoś posklejać, starając się zrozumieć także Ją.
Nie mamy tu do czynienia z przesadnym patosem. Amerykański film, a jakby nieamerykański. Bardzo przyjemnie się ogląda. Nie osądza, nie wydaje wyroków, nie mówi co masz myśleć. Nie umiem znaleźć w tym obrazie żadnych minusów. Mam swoje ulubione sceny, które będę pamiętać całe życie, non stop mam je w głowie np. ta kiedy tata z synem smażą razem rano tosty...kocham! To ważny film. Jestem przekonana, że każdy powinien go obejrzeć. Jeden z najlepszych filmów  w historii kina. Wiele wniósł do światowej kinematografii. Do dziś w całej masie produkcji mamy niekończące się do niego odwołania.
"Sprawa Kramerów" echhhh....szkoda, że dziś nie kręci się już takich dzieł. Bardzo tęsknie za takim kinem.

5. "Chłopcy z ferajny"
Mix wybitnych aktorów. Każdy gra tu wyśmienicie. Świetny w "Chłopcach..." jest De Niro. Bardzo go cenię za tą rolę. 
Brutalne kino. Wstrząsa. Chyba nie ma lepszego filmu o mafii. Martin Scorsese to reżyser doskonały. To chyba wie każdy. Można nie lubić tematyki jaką porusza, ale nie można mu odmówić profesjonalizmu i wysokiego kunsztu. Jak ktoś kocha dobre kino to oczywiście zna ten tytuł i obejrzał pewnie wiele razy. Dla kinomaniaków pozycja bezwzględnie obowiązkowa. Produkcja warta zobaczenia chociażby ze względu na wielkie role wielkich aktorów. Tu nawet przez jedną sekundę projekcji nie ma żadnej ściemy, partactwa, zrobienia czegoś na pół gwizdka. Ogląda się to fenomenalnie. Każdy szczegół jest doskonały, idealnie dopracowany, tworząc kino przez wielkie K.


A co Wy mi polecacie zobaczyć?

Dobranoc,
Magda

wtorek, 27 sierpnia 2013

Joanna Sensual Balsam do ciała Olejek Arganowy. Recenzja.

Zamieściłam wczoraj recenzję żelu pod prysznic Joanna z serii Sensual z olejkiem arganowym. Dziś piszę o balsamie.

Joanna Sensual Balsam do ciała Olejek Arganowy


Skład



Co mówi producent?
Przeznaczony do skóry suchej i zmęczonej. Reszta na etykiecie poniżej.


Opakowanie
Butelka o pojemności 200 g.  Zgrabna. Dobrze leży w dłoni. Można postawić ją na korku. Zamknięcie bardzo ok. Grafika ładna, przejrzysta.


Cena
6-8 PLN/200 g ml.

Gdzie kupić?
Nie powinniście mieć problemu z jego dostaniem. Można go spotkać  w większości drogerii, marketach, nawet małych sklepach kosmetycznych czy wielobranżowych. Online dostępny tu >>

Zapach
Trafił świetnie w moje gusta. Identyczny jak zapach żelu. Zapraszam zatem do zajrzenia recenzję wcześniej, gdzie właśnie tą woń opisuje. Wielki plus za to, że bardzo długo utrzymuje się na ciele. W zasadzie do następnego mycia. Jak za kosmetyk w takiej cenie jestem tu bardzo mile zaskoczona.

Konsystencja
Bardzo kremowa, jedwabista, dość gęstawa. Dla mnie akurat. Balsam bez trudu się rozprowadza na ciele. Szybko i sprawnie. Wielki plus za wchłanianie. Mam skórę normalną, a ten kosmetyk wchłania się błyskawicznie, co nie jest takie częste. Zero lepienia się, ważenia, łuszczenia. Naprawdę super! Nakładamy i od razu może możemy się ubierać. Dla mnie to ważne, gdyż ja nie jestem wielką fanką balsamowanie, głównie właśnie ze względu na powolne wchłanianie się tego typu specyfików. Zostawia na ciele przyjemny poślizg, lekką warstewkę ale jest ona niezwykle przyjemna. 


Wydajność
Nie należy do wydajnych. Pojemność jest mniejsza niż zazwyczaj, bo 200 g, a nie 250. Można jednak za tą cenę mu to wybaczyć.

Moja opinia
1. Tak jak w przypadku żelu, polubiłam bardzo zapach. Jestem zaskoczona, że tak długo zostaje z nami na skórze.
2. Nie podrażnił mnie, nie wysuszył skóry, nie spowodował żadnej alergii.
3. Nawilża, wygładza i nadaje miękkości skórze. Staje się niesamowicie miła w dotylu. Czyni to jednak na poziomie balsamu, a nie np. masła. Jeśli macie suchą bardzo skórę, nawilżenie może nie byś wystarczające. 
4. Ładnie koi skórę i wycisza. Przy aplikacji czułam przyjemny relaks, jakbym na skórę kładła jakiś łagodzący kompres. To co, więc mówi producent, że do skóry zmęczonej sprawdza się.
5. Nie zauważyłam odżywienia czy jakiejś regeneracji. Warto pamiętać, że główne wrażenia zawdzięczamy tu parafinie. Ale ja akurat nie jestem jej wrogiem przesadnym. U mnie czasem działa wręcz zbawiennie.
6. Zostawia na ciele lekką warstwę, ale jest to bardzo miłe. Aż chce się w koło dotykać skóry.
7. Plus za brak parabenów. 
8. Olejek arganowy na 12 miejscu w składzie. Ogólna liczna składników - 28.
9. Gliceryna na 2 miejscu.
10. Balsam nie należy do wydajnych. Dość szybko znika z butelki. Za to cena jest niska.
11. Zaskoczył mnie bardzo szybkim wchłanianiem. Świetny do stosowania rano, kiedy mamy mało czasu. 
12. Praktyczna butelka o dobrej pojemności. Sprawdzi się podczas urlopów.
13. Stosowałam zaraz po goleniu nóg i tu super również zdał egzamin.
14. Od czasu do czasu ląduje na moich dłoniach zamiast kremu. Wystarczy odrobina.
15. Przyjemny i w dobrej cenie. Miło mi się go używa. Nie żadne wielkie odkrycie, ale z czystym sumieniem mogę polecić.

Dla kogo tak? Dla kogo nie?
Dla osób niecierpliwych, które nie przepadają za codziennym balsamowaniem ciała. Dla lubiących ciepłe, subtelne zapachy. Dla osób ze skórą normalna lub lekko suchą. Nie dla osób, które kategorycznie nie tolerują produktów z parafiną. Nie dla tych, którzy preferują tylko owocowe czy kwiatowe, mocno energetyczne zapachy. Nie spodoba się także tym, którzy używają tylko i wyłącznie mocno treściwych maseł.

Więcej informacji dotyczących tej serii i innych kosmetykach Joanna znajdziecie na fanpage marki >>.

Jeśli miałyście do czynienia z tą serią produktów lub innymi zapachami, podzielcie się proszę opinią. 

Magda

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Joanna Sensual Kremowy Żel pod prysznic Olejek Arganowy. Recenzja.

Jakiś czas temu dzięki współpracy z marką Joanna recenzowałam dla Was szampon i odżywkę z serii Argan Oil >>. Tamte produkty nie za bardzo się u mnie sprawdziły. Tym razem otrzymałam od firmy żel do mycia ciała i balsam.
Chcecie wiedzieć czy te kosmetyki dały radę?

 Dziś podzielę się opinią na temat żelu. Jutro w roki głównej wystąpi balsam.

Joanna Sensual Kremowy Żel pod prysznic Olejek Arganowy

 

Skład


Co mówi producent?


Opakowanie
Duża butla 500 ml. Mimo dużych gabarytów całkiem dobrze trzyma się w mokrej dłoni pod prysznicem. Jest solidnie wykonana. Można ją postawić do góry nogami, by wszystko spływało ku otwarciu. Zamknięcie praktyczne, bez problemowe. Szata graficzna stonowana, estetyczna, skromna. Bez specjalnego rzucania się w oczy.

      

Cena
7-9 PLN/500 ml.

Gdzie kupić?
Powszechnie dostępny. W większości sieciowych drogerii. Poza tym w wielu marketach, małych sklepach kosmetycznych i wielobranżowych. Oczywiście również na stronie producenta >>

Zapach
Mi podoba się bardzo. Jest lekki, delikatny, elegancki, ale dość specyficzny. Nie spodoba się każdemu. Dla niektórych może być za mdły. Polecam szczególnie do wieczornej kąpieli. Mnie bardzo relaksuje ta woń, wycisza i wprowadza w stan przyjemnego ukojenia. O dziwo ja za zapachem olejku arganowego nie przepadam, a tu w tym żelu czuje bardzo ciekawą woń i pokochałam ją od pierwszego użycia. Zupełnie nie przypomina tego, co czułam w serii do włosów Argan Oil. Nazwa Sensual znakomicie tu pasuje. Dla mnie bowiem to baaaaardzo sensualny zapach. Od razu po powąchaniu jeszcze z butelki, miałam dokładnie takie skojarzenie z nim.
Przez pewien czas nawet utrzymuje się na ciele, czym mnie zaskoczył. Ale nie trwa to wybitnie długo i na bank nie do rana.

Konsystencja
Dość rzadka, ale nie na tyle by spływała niekontrolowanie z dłoni. Żel dobrze się pieni. Przyjemnie rozprowadza na ciele. Jest bardzo kremowy i tworzy na skórze przyjemny, jakby pieniący się balsam.


Wydajność
Nie jest to bardzo wydajny. Szybko się zużywa, głównie przez rzadkość.  Jednak przy tak niskiej cenie i dużej pojemności, wynik ekonomiczny i tak jest na plus.

Moja opinia
1. Polubiłam szczególnie za zapach. Jesienią/zimą wyjątkowo może być przyjemny. Kojarzy mi się z ciepłym mlekiem, orzechami...
2. Nie wysusza skóry, nie podrażnia. Nie spowodował żadnej alergii. 
3. Czy nie wymaga już użycia balsamu po? Nie mam po nim efektu ściągnięcia skóry, ale u mnie jest ona normalna. Natomiast nie mogę powiedzieć, że nawilża czy natłuszcza. Nie warto się tego spodziewać. Balsam jest wskazany.
4. Nie dostrzegłam, tak jak mówi producent, by odżywiał skórę lub przeciwdziałał jej starzeniu. Ale jaki produkt myjący to robi? Skład też tego nie sugeruje.
5. Dobrze myje. Kąpiel z nim jest szybka i przyjemna.
6. Plus za brak parabenów. 
7. Olejek arganowy na 10 miejscu w składzie. Ogólna liczna składników - 27.
8. Na drugim miejscu SLS.
9. Nie występuje w mniejszej pojemności. Trochę szkoda, gdyż z czasem może się znudzić. Z drugiej strony biorąc pod uwagę ekonomiczność, wiele zyskujemy. Fajnie gdyby jednak była możliwość wyboru między 250 a 500 ml. Wielu odbiorców kupowanie kosmetyków o sporych rozmiarach zniechęca.
10. Wielka butla nie jest praktyczna na wyjazdy.
11. Z czasem woń może się nudzić. Ja wymieniam go z innymi żelami, ale po kilku dniach zawsze z przyjemnością wracam. To zależy również od nastroju.
12. Typowo drogeryjny. Tani, duży, w miarę powszechnie dostępny, robi to co ma robić. Jestem jak najbardziej za.

Dla kogo tak? Dla kogo nie?
Dla każdego, komu oczywiście spodoba się ten zapach, gdyż tu gusta są różne. Wg mnie dla mężczyzn również będzie ok. Polecam głównie do kąpieli w chłodne wieczory. Choć ja stosowałam go latem i nie narzekałam. Jeśli preferujecie tylko i wyłącznie orzeźwiające, energetyzujące zapachy, to nie jest to żel dla Was. Chcecie po całym dniu wyciszyć się, szybko zasnąć, otulić się przyjemnym zapachem ukojenia? W tym produkcie właśnie to znajdziecie.

Warto również polubić fanpage Joanny na FB. Znajdziecie tam wiele ciekawych informacji, nowości i promocje.

Już teraz zapraszam na jutrzejszą recenzję balsamu z tej serii.

Trzymajcie się!
Magda

niedziela, 25 sierpnia 2013

Balea HandCreme Olive. Recenzja oliwkowego kremu do dłoni.


Krem do dłoni to od kilkunastu lat mój codzienny niezbędnik. W moim domu, co rusz się na jakiś natknięcie:) Musi być w kuchni, łazience, sypialni, holu, przy biurku i oczywiście w aucie oraz obowiązkowo w torebce. 

Uwielbiam kremować dłonie. Robię to już w zasadzie machinalnie. Może też dlatego nigdy nie cierpię na przesuszenia czy inne problemy ze skórą dłoni?

Od kilku m-cy regularnie używałam Balea Handcreme Olive. Właśnie mi się skończył. Mam nadzieję, że z chęcią przeczytacie moje zdanie o nim.

Skład:


Co mówi producent?
Ma odżywiać skórę dłoni. Dobrze nawilżać. Łatwo się rozprowadzać i szybko wchłaniać.

Opakowanie
Wygodna tuba 100 ml. Stoi na korku, więc wszystko łatwo spływu ku zakrętce. Otwiera się w sposób praktyczny (jak dobrze, że nie odkręcana nakrętka) i bezproblemowy. Całkiem miękki plastik pozwala na łatwe wyciskanie kremu. Ja jednak na koniec tubę przecięłam i w dolnej jej części znalazłam sporą ilość produktu, jaka starczyła mi jeszcze na wiele razy.
Ładna szata graficzna jak zawsze u Balea przyciąga wzrok. Żywe kolory. Bardzo czytelne dobrze rozplanowane napisy.


Cena
Tu nie wiem dokładnie, ale z tego co kojarzę w Niemczech nie kosztuje więcej niż 1 Euro/100 ml.

Gdzie kupić?
Drogerie DM w Niemczech, Czechach, Holandii, Słowacji, Chorwacji. Jeśli jeszcze w jakimś kraju to dajcie znać. Ja kojarzę tylko w tych.
W Polsce w stacjonarnej sprzedaży go nie dostaniemy, ale można sprawdzać na Allegro.

Zapach
Bardzo delikatny. Cudnie oliwkowy. Ale nie nachalny. Bardziej świeży niż słodki. Dla mnie przyjemny, relaksacyjny, wyciszający. Całkiem długo utrzymuje się na skórze, ale w ogóle nie męczy.

Konsystencja
Niezwykle kremowa i jedwabista. Bardziej w stronę gęstej. Ale nie jest zbita. Niewielka ilość wystarczy by dobrze pokryć dłonie. Cudnie się rozprowadza i błyskawicznie wchłania. Pozostawia na skórze przyjemną powłoczkę. Zero lepkość, nieprzyjemnej tłustej warstwy, uczucia powodującego, że zaraz ręce chcemy myć. Nie waży się, nie roluje. Dłonie są miłe w dotyku i idealnie gładkie. 


Moja opinia
1. Bardzo dobry krem za niską cenę. Znam specyfiki droższe od niego o 3-4 razy, a jakościowo o wiele gorsze.
2. Spełnia obietnice producenta. Świetnie nawilża. Nadaje gładkości. Skóra jest cudnie miękka i bardzo przyjemna w dotyku. Zero problemu z suchością. Efekt utrzymuje się do kolejnego mycia. Czuć, że pielęgnuje i działa.
3. Wielki plus za rewelacyjne wchłanianie się. Idealna formuła. Nic nawet nie spływa z dłoni przy aplikacji. Nie jest też zbite, tak że trudno krem rozprowadzić. Nanosimy, masujemy i po chwili możemy swobodnie wszystko robić rękami. 
4. Dzięki obecności panthenolu, ładnie koi i wycisza. Czuć przyjemny relaks. Zauważyłam też, że zdejmuje z rąk zaczerwienienie, do czego mam sporą skłonność. Nie wiem jednak jak sprawowałby się zimą.
5. Bardzo wydajny. Stale używałam od kilku m-cy. W ciągu dnia + dość grubą warstwę na noc, a dopiero skończył się kilka dni temu.
6. Nie mam wielce problematycznych dłoni, ale uważam, że to świetny nawilżacz + lekki natłuszczacz i przy regularnym stosowaniu może wiele zdziałać, nawet jeśli Wasza skóra na rękach jest kłopotliwa.
7. Nadaje się i na dzień i na noc.
8. Chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Polecam np. aplikować go przed domowym sprzątaniem. On + ochronne rękawiczki i dłonie naprawdę będą nam wdzięczne.
9. Dobrze sprawdza się w pielęgnacji skórek wokół paznokci. Zawsze krem dokładnie w nie wcierałam i bardzo im to służyło.
10. Niezwykle podoba mi się jego delikatna woń. Ja uwielbiam oliwkowy zapach.
11. Polecam zarówno kobietom jak i mężczyznom.

Jeśli będziecie miały okazję go kupić, to zachęcam. Warty wypróbowania.

Pozdrawiam,
Magda

piątek, 23 sierpnia 2013

Niemieckie kosmetyczne zakupy i prezenty. Kiko, Balea, Alverde, P2.

Dzięki Agnieszce - 82Inez, miałam możliwość zrobienia zakupów za zachodnią granicą. Wybrałam tylko kilka kosmetyków, ale Aga ma tak dobre serce, że obdarowała mnie dodatkowo prezentami. Szalona kobieta!

Co kupiłam?


Paletka Kiko Colour Party Palette 02 Generous Earth. Zobaczyłam ją na blogu u Agi i przepadłam. Moje kolory! Bez brokatu, przesadnej perły. Cieni nie za mało, nie za dużo. Akurat. Kolory można aplikować na mokro i na sucho. Poręczna, z lusterkiem i pięknie wykonana. Dodatkowo była objęta dobrą promocją. Cieszę się, że jest moja. Od 3 dni używam i jestem bardzo zadowolona. W kolejnym poście przedstawię ją bliżej.


Z Kiko skusiłam się też na lakier do paznokci. Dość osławiony w blogosferze. Klasyczna mięta 389. 


Z drogerii DM wybrałam 3 kosmetyki.


Balea Szampon i żel pod prysznic o zapachu Blaubeere czyli jagody. Limitowana edycja tego lata. Tak bardzo polubiłam zeszłoroczną limitowankę z maliną, że postanowiłam zobaczyć czy ta wersja też jest tak świetna.

Do stóp wybrałam masło Alverde FussButter Pinie Shoreabutter. Użyłam na razie raz na noc i zapach jest obłędny. Rano moje stopy wyglądały super. Ale wyroku jeszcze nie wydaje.


Agnieszka natomiast obdarowała mnie takimi dodatkami.

Balea Lippen Pflege Intensive. Pomadka ochronna z masłem shea i olejkiem arganowym.


Balea HandCreme Beautiful Berries. Krem do rąk z owocami jagodowymi.


Pomadka P2 Sheer Glam Lipstick w odcieniu 050 Flashdance. Akurat tak się przypadkiem złożyło, że jakiś czas temu megilongue, podarowała mi identyczną w tym samym kolorze:) Ten egzemplarz zatem powędruje do mojej bratowej. Sam produkt jest super!


Miniaturka żelu do mycia twarzy Bebe Young Care Quick & Clean Waschgel & Augen Make-Up Entferner.

 

Zakupy i prezenty bardzo mnie cieszą. Coś szczególnie przykuło Wasze zainteresowanie?

Pięknego weekendu!
Magda

środa, 21 sierpnia 2013

Chłodnik na bazie ogórków i rzodkiewki. Doskonały posiłek na lato!

Co tu dużo mówić. Kocham chłodnik. Z botwiny bardzo, ale chyba jeszcze bardziej na bazie ogórków. Lato w tym roku w Polsce mamy wyborne. W takie temperatury chłodnik to znakomity obiad. Robi się szybko, łatwo i nie jest drogi. Nie wymaga stania przy kuchni. Do tego sycący i zdrowy. Ja podczas upałów bardzo często się nim delektowałam. 
Co raz słyszę, że ktoś jeszcze w życiu nie jadł tej zupy. Jestem tym niezwykle zaskoczona, gdyż ja znam go od dziecka. Jeśli ktoś z Was jeszcze nie próbował tej potrawy, warto przygotować. Nawet jeśli gotowanie nie jest waszym żywiołem, to na bank tu akurat spokojnie sobie poradzicie. 


 Z podanych składników wychodzi całkiem spory gar. Ja zwykle robię go na kilka dni. Mam wrażenie, że z każdym dniem jest lepszy:) Oczywiście Wy możecie zmniejszyć proporcjonalnie ilości.


Co przygotować?
- 1 kg ogórków świeżych obranych
- 2 pęczki rzodkiewki


- 1 l. kefiru
- 100 ml śmietany kremówki min. 30%
- szklanka mleka zsiadłego lub gęstego jogurtu np. greckiego
- 2-4 ząbki czosnku (w zależności od preferencji czosnkowych, ja lubię sporo:))
- 1 limonka 
- 2 pęczki świeżego kopru


- sól, pieprz
- opcjonalnie kilka listków świeżej mięty
- jajka ugotowane na twardo lub jajka w koszulkach


Do pracy rodacy!
1. 2/3 ogórków kroję w całości w dużą dowolną kostkę, bez specjalnego przykładania się. Z reszty wykrajam gniazda nasienne i ścieram na tarce o dużych oczkach. To co wycięłam zwykle zjadam ze smakiem lub dodaje do dowolnej sałatki.
2. Rzodkiewki z jednego pęczka kroję na 4 części lub inaczej. Pełna dowolność. Drugą wiązkę ścieram jak ogórki. 



3. To co jest w kostce zalewam kefirem, śmietaną i mlekiem zsiadłym (jogurtem).
4. Dodaje pokrojony w dowolny sposób czosnek i posiekany jeden pęczek kopru + listki mięty.



5. Jeszcze tylko do całości ścieram skórkę z połowy limonki. Wyciskam też z całej sok. Możecie również użyć tu cytryny. Ale limonka daje bardziej delikatny i świeży smak. Jeśli nie preferujecie kwaśnych potraw możecie soku użyć mniej. Ja lubię jak chłodnik jest dobrze kwaśny.
6. Przyprawiam solą i pieprzem. Na tym etapie radzę dodać odrobinę.
6. Całość miksuje blenderem lub innym robotem kuchennym, jaki tam posiadacie. 
7. Kiedy wszystko jest dobrze połączone i ma jedną konsystencje, wrzucam poszatkowane warzywa: ogórek i rzodkiewka. Nie zapominam o drugim pęczku kopru, który kroję bardzo drobno i również mieszam ze wszystkim. 



8. Chłodnik cudnie nam się zagęszcza. Nic już nie blendujemy. Próbujemy do smaku i ewentualnie doprawiamy wg uznania.
9. Zupę można jeść od razu. Ale polecam jednak być cierpliwym i dobrze ją schłodzić w lodówce min. 3-4 h. Składniki przegryzą się wzajemnie i wszystko zyska na smaku.



10. Ja uwielbiam chłodnik z jajkiem na twardo. Ale możecie go zajadać z jajkiem w koszulce lub bez dodatków. 
11. Wybornie smakuje z ciepłymi ziemniaczkami z masełkiem i koprem. Pyszne też są do niego odsmażane np. na drugi dzień kartofelki z patelni. Sam bez niczego jest również świetnym posiłkiem.


Dziś za oknem chłodniej i u mnie pada, więc może nie wstrzeliłam się z chodnikiem idealnie w czas:) Ale ja akurat lubię go także w inne dni, nie tylko wybitnie tropikalne.

Mam nadzieję, że choć jedna osoba z Was wykona tą smaczną zupę u siebie w kuchni. 

Smacznego!
Magda

wtorek, 20 sierpnia 2013

Denko wakacyjne.

Ostatnio sporo zużyłam kosmetyków. Część jednak resztek w buteleczkach pojechała ze mną na urlop i tam już została wyrzucona po opróżnieniu. Nie wszystkim zdjęcia zrobiłam:)

Ja bardzo lubię denkowe posty i filmy na YT. A Wy?


Victoria's Secret Lost In Fantasy. Mgiełka do ciała.
Zużyłam ją do końca podczas ostatniego urlopu. Była ze mną 1,5 roku i bardzo ją lubiłam. Niezwykle wydajna, zapach trwały i super trafiający w moje gusta. Wiele mgiełek tej marki jest wybitnie słodkich, czego ja nie akceptuję. Ta natomiast świetnie orzeźwia, nie jest mdła i ma w sobie lekką nutkę pikanterii i kwaskowości. Polecam.


Mythos Lip Care Coconut. Pomadka ochronna kokosowa.
Otrzymałam ją w prezencie od dystrybutora Mythos na Polskę. Działanie świetne. Fajnie natłuszcza usta, dobrze chroni, nadaje ładny połysk. Duży minus za zapach. Koło kokosa nawet nie stała. Zużyłam do końca i za nic nigdy nie wyczułam tego owocu. Woń jest niezbyt przyjemna, taka woskowa, jak bardzo stare babcine szminki. Smak jest również taki. Na początku działa to odpychająco, ale po pewnym czasie moim zdaniem wietrzeje i staje się neutralna. Choć nie wiem też czy w miarę aplikacji zwyczajnie nie uległam przyzwyczajeniu...Lubiłam kłaść ją obficie na noc, zdała egzamin i nie czułam śpiąc dyskomfortu woni. Jest tłusta, więc łatwo się topi w dużych temperaturach. Trzeba uważać, jeśli zamierzamy ja nosić w torebce czy kieszeni. Nie kupię jej sama ponownie, gdyż znam lepsze, a woń i smak kojarzy mi się bardzo nieprzyjemnie.


Lioele BlackHeadZero Nose Patch. Płatki oczyszczające na nos.
Kupiłam je wieki temu przy okazji innych zakupów tej marki na ebay. Kolejne, które u mnie nie działają wcale lub prawie wcale. Coś tam wyciągają z porów, ale nie nazwałabym tego skutecznym oczyszczaniem. Dałam szansę kolejnym i za każdym razem jestem rozczarowana. Lioele bardzo lubię. Mam ich sporo kosmetyków i są świetne, ale ten produkt nic praktycznie u mnie nie zdziałał. Przestałam już na dobre testować tego typu plastry jakiejkolwiek marki.


Kings&Queens Body Butter.
Dostałam kiedyś 3-4 małe opakowanie tych maseł jako gratisy. Zużywam od 2 lat i męczę się z nimi okrutnie. Zapach to miód i mleko. Woń jednak jest jakaś dziwna, mało przyjemna, a na dodatek dość trwała. Kosmetyk słabo nawilża, koszmarnie się wchłania, podczas aplikacji mazia się niemiłosiernie i dziwnie bieli. Do tego jest tępy na ciele. Jak dla mnie bubel totalny. Nie ma jak tego stosować na całe ciało, bo to prawdziwa męka. Zużyłam z musu do stóp na noc, bo nie lubię niczego wyrzucać. Nie polecam. 

Alterra Chusteczki Aloe Vera do demakijażu. 
Kupiłam spory czas temu skuszona chęcią sprawdzenie skuteczności kolejnego produktu Alterry. Miały być na wyjazd, gdyż na co dzień mój demakijaż wygląda inaczej. Niestety bardzo mnie podrażniły. Skóra szczypała, swędziała i reagowała gorącem i zaczerwienieniem. Przy oczach to już w ogóle dramat. Znalazły zastosowanie jako chusteczki do rąk i stóp. Fajnie orzeźwiająco pachną i w upały było to przyjemne. Nie kupię ponownie, gdyż nie spełniły swojej funkcji i nie mogę ich polecić.


 Oriflame Optimals Hydra Energy Booster Serum. Serum stymulujące nawilżanie.
Zużyłam wiele miesięcy temu, ale buteleczka posłużyła  mi do innego celu i zapomniałam go Wam przedstawić. Warty uwagi. Jakościowo to świetny kosmetyk. Cudownie nawilża i napina skórę. Koi, wycisza, nawadnia. Zero suchych skórek. Świetne jako baza pod makijaż, ale warto na niego nałożyć krem. Samo w sobie jest lepki i to mi przeszkadzało, ale jaki bym krem na niego nie zaaplikowała, lepkość mijała, a struktura skóry była rewelacyjna. Rzeczywiście wspomaga działanie innych produktów naniesionych po nim. Wydajne, ma pompkę. Przezroczyste opakowanie pozwala łatwo zobaczyć, ile serum nam zostało. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś do niego wrócę.

Olejek z drzewa herbacianego.
Wspominałam o nim setki razy. Niezbędnik w moim domu od lat. Mam go zawsze. Tu osobny post z jego głównym udziałem >>.



Biedronka BeBeauty Spa Afryka Odżywcze Masło do ciała z ekstraktem z passiflory. 
Powiecie, że za cenę 5-6 PLN nie za bardzo można otrzymać coś dobrego? Wg mnie produkt ten niczym nie ustępuje typowym drogeryjnym masłom  za około 15-20 PLN. Wydajne, tanie, dobrze się wchłania, nawilża ok. Skóra po nim była miękka i gładka. Odżywianie raczej jest mitem. Zapach dość ciężkawy, bardziej na zimne dni, ale mi się podobał. Każdego dnia stale go nie aplikowałam, nudził mnie, wymieniałam na inne wonie, ale z miłą chęcią do tej "Afryki" wracałam tak z 2 razy w tyg. Polecam również do stóp. Super natłuszcza i pięty po nocy z nim są wybitnie gładkie. Jak pojawią się jeszcze kiedyś w Biedronie to kupię, tylko może dla urozmaicenia inną wersję.


Korres Żele pod prysznic o zapachach: Basil Lemon i Guava.
Małe opakowania dorwane okazyjnie już dawno na Truskawce w zestawach po 3 szt. Zabrałam na urlop. Obłędnie pachną. Niezwykle naturalnie, świeżo. Prysznic z nimi to prawdziwy relaks. Świetny skład. Dobrze myją, nie wysuszają, super się pienią, są wydajne. Wyborna konsystencja. Niestety w Sephora w Polsce drogie. Warto polować w necie na promocje. Polecam bardzo. Basil Lemon szczególnie sobie upodobałam. Niespotykana woń.


Clarisonic Szczoteczka wymienna do skóry wrażliwej.
Wymaga zmiany co jakiś czas, więc oczywiście dbam by tak się działo. Sam przyrząd jest znakomity i już nie wyobrażam sobie go nie posiadać. Jeśli chcecie bym napisała osobny post o tej szczotce, dajcie znać. Myślę, że po 10 miesiącach używania, mogę już sporo Wam o niej przekazać. 


Biały Jeleń Hipoalergiczny Szampon do włosów.
Koleżanka wiele dobrego mi o nim opowiadała. Postanowiłam na wyjazd kupić miniaturkę, a właśnie w Rossmann były na nie promocje. Rewelacyjny szampon jak za tak niską cenę i znakomitą wydajność. Dobrze oczyszcza, dba o skórę głowy, ładnie się pieni. Kompletnie nie pachnie. Byłam zaskoczona, że włosy po nim są bardzo puszyste, jakby było ich o wiele więcej. Unosi je u nasady. Do tego są długo świeże i sprężyste. Plącze kosmyki, ale z odżywką kłopot znika. Z całą pewnością jak wykończę niemałe zapasy szamponowe, kupię pełnowymiarową butelkę.

Philosophy Wedding Cake Shower Gel.
Dostałam go w San Francisco od xbebe18. Cudnie kremowy. Podczas mycia tworzy na skórze jakby przyjemny balsam. Kompletnie nie wysusza. Bardzo łagodny. Wydajny. Obłędny zapach tortu! Ale wcale nie sztuczny i nie przesadnie słodki. Szczególnie polecam tuż przed snem, wycisza i wprowadza w stan błogości. Minus, że czasem po prysznicu z nim, miałam ochotę na jakieś smaczne ciasteczko. Pobudza kubki smakowe:) Szkoda, że w Polsce niedostępny. Chętnie bym sprawdziła inne zapachy.

         

 Biedronka BeBeauty Płyn micelarny.

Moje szersze zdanie na jego temat znajdziecie w poście z ulubieńcami kwietnia'13. Nie pobija Biodermy, ale jest tuż za nią. Za tą cenę to rewelacja. Dla mnie stanowczo najlepszy z wszystkich miceli typowo drogeryjnych. Choć jeszcze nie próbowałam tego osławionego z L'Oeral. W Biedronkach koło mnie nie znikł nawet na moment. Cały czas sporo go na półkach. Mam już zapas 2 kolejnych buteleczek.

Biosilk Silk Therapy. Jedwab do włosów. Miniaturka.
Jedyny jedwab jaki miałam w życiu. Ta mała buteleczka była ze mną chyba z 2 lata. Nie przepadam za tego typu kosmetykami i nie kupię ponownie ani tej marki ani innej. Bardzo rzadko, w sumie by zużyć, lądował na końcówkach moich włosów. Wydajny, ładnie pachnie, wygładza, ułatwia w mig rozczesywanie. Ale przy stałym używaniu wysusza. U mnie sprawdzało się tylko nakładanie pół kropli. Jak tylko użyłam więcej, miałam strąki. Zdecydowanie bardziej polecam olejki.


 Inglot Milk&Tonic make-Up Remover Wipes. Chusteczki do demakijażu twarzy. 
Moja recenzja ich w tym poście >>. Bardzo dobre. Sprawdzają się na wyjazdach. Moimi ukochanymi w tej kategorii są niezmiennie te z Dauglasa, ale inglotowe plasują się na drugiej pozycji. 


Taft Volume Hair Lacquer Ultra Strong. 
Lakiery do włosów używam niezwykle rzadko. W zasadzie wcale. Butlę jakiegoś mam zwykle w łazience w razie co. Jedno opakowanie starcza mi zwykle na 1,5 roku. Od czasu do czasu kiedy coś najdzie mnie na jakieś koki czy upięcia, lubię lekko utrwalić fryzurę lakierem. Od wielkiego dzwonu potraktuje nim jakiś kosmyk, co nie chce się ułożyć tak jak sobie życzę. Poza tym lakier mam, gdyż czasem wpada jakaś koleżanka, idziemy gdzieś i zwykle wtedy w holu tuż przy drzwiach pada: "Madzia gdzie masz lakier? Muszę poprawić włosy". Zmęczona powtarzaniem wszystkim, że nie kupuje takich rzeczy, postanowiłam zawsze mieć jednak w szafce jakiś tam...
Zielony Taft jest świetny. Najlepszy jaki miałam, choć ekspertem od lakierów nie jestem. Dobrze utrwala, nie skleja, ma przyjemny zapach. Nie dusi nadmiernie przy aplikacji. Jestem pod wrażeniem, że tak jak mówi producent rzeczywiście zwiększa objętość, podnosi włosy od skóry głowy. Wielki plus za łatwe wyczesanie z włosów. Mój ulubiony. Nie znajduje minusów.


The Secret Soap Story Rewitalizujący Żel pod prysznic Bambus z miętą.
Miniaturkowy prezent otrzymany rok temu na spotkaniu blogerek. Przyjemny, wydajny. Zapach świetnie posłużył mi w wysokie temperatury. Niestety nie jest trwały na ciele. Nie podrażnia, nie wysusza. Ich kosmetyki z tego co wiem, można tylko kupować online, więc raczej nie będę specjalnie go zamawiać. Był ok, ale też bez szału.


Opalescence Pasta wybielająca do zębów.
Najlepsza w tej kategorii. Gościła już nie raz w moich denkach. Nie znam lepszej pasty, która rzeczywiście wybiela zęby, a do tego nie podrażnia, chroni i ma cudnie mocny miętowy zapach. Używam od 4-5 lat i nie zamienię na żadną inną. Nie tania, ale starcza na wieki. W Polsce dostępna w gabinetach dentystycznych lub online. Oczywiście stosuje ją zamiennie z innymi pastami bez efektu wybielania, ale na drogeryjne "wybielacze" pastowe już od lat nawet nie patrzę. 

Avene Woda Terminalna. 
KWC od lat. Znalazła się w ulubieńcach lipca'13. Tam sporo o niej piszę. Towarzyszy mi odkąd pamiętam. Duże opakowanie starcza na kilka miesięcy. Aktualnie tego lata przez długotrwałe upały skończyła się szybciej niż zazwyczaj, ale wiadomo temperatury zrobiły swoje. Taka woda w skwar to prawdziwe wybawienie. Jak do tej pory najlepsza, ale zaczynam teraz używanie wody z Uriage i zobaczymy...Może pobije Avene?
   
Jak zwykle jestem ciekawa czy znacie te produkty i jakie jest Wasze zdanie na ich temat. Pewnie inni też z chęcią poczytają.

Uściski!
Magda